Wywiad z Mieczysławem Zimniakiem ps. „SZOFER”

9 marca 2016. W związku z niedawnymi obchodami Narodowego Święta Żołnierzy Wyklętych postanowiliśmy się umówić i przeprowadzić wywiad z jedynym żyjącym „Wyklętym” z naszej okolicy – Mieczysławem Zimniakiem ps.”Szofer”, kierowcą dowódcy oddziału Jana Kępińskiego ps. „Błysk”.

A oto sylwetka Mieczysława Zimniak za publikacją Jadwigi i Krystiana Niełacnych „Oni się nigdy nie poddali”. Urodził się 12 lutego 1923 roku w Łąkocinach, syn Jadwigi Zimniak. Uzyskał wykształcenie podstawowe. W czasie okupacji niemieckiej początkowo pracował w firmie budowlanej Adolfa Adamka w Ostrowie, a od 1941 roku w miejscowości Bergen dokąd został skierowany do robót przymusowych. Wrócił po okupacji. 17 kwietnia 1945 roku został powołany do Wojska Polskiego z którego zdezerterował. Wstąpił do oddziału „Błyska”. Był w oddziale Jana Hoffmana „Janka” od maja do grudnia 1945 roku. Był kierowcą ciężarówki. Nosił pseudonim „Szofer”. Brał udział w akcjach zbrojnych. Po rozwiązaniu oddziału ukrywał się w Sośniach. Został aresztowany przez UB w Ostrowie. Po sześciu tygodniach został zwolniony z braku dowodów. Ujawnił się w czasie amnestii w marcu 1947 roku. Zamieszkał w Łąkocinach. Założył w 1947 roku rodzinę i podjął pracę w ZNTK w Ostrowie. Na emeryturę przeszedł w 1982 roku. Awansowany do stopnia podporucznika.

 

9 marca 2016. Rozmowa z Mieczysławem Zimniakiem.

Panie Mieczysławie jak doszło do tego, że został Pan kierowcą porucznika Jana Kępińskiego „Błyska”?

Po wojnie nie było tylu kierowców co w czasach dzisiejszych. Przed wojną przecież prawie nikt samochodu nie miał. A ja zostałem wywieziony w czasie okupacji do Niemiec i tam trafiłem do transportowego przedsiębiorstwa. Jako pomocnik kierowcy samochodu ciężarowego musiałem zdobyć prawo jazdy. Woziliśmy głównie mleko ale świadczyliśmy także inne usługi. Kiedy wojna się skończyła i wróciłem do Łąkocin mój kolega a potem mój szwagier skontaktował się z „Błyskiem”, który potrzebował kierowcę. Szwagier zawiózł mnie do Jana Kępińskiego „Błyska”, który stwierdził, że takiego człowieka właśnie potrzebuje. I tym sposobem zostałem kierowcą opla kadeta. W szoferce siedziałem ja, „Błysk” i nasz pomocnik, reszta grupy jeździła „na samochodzie”.

Jakim człowiekiem prywatnie był „Błysk”? Jak go Pan wspomina?

Był człowiekiem, prawym, uczciwym, bardzo dobrym. Był stanowczy, zdecydowany. Umiał podejmować decyzje, umiał rozkazywać i dokonywać dobrych wyborów ponieważ musieliśmy się często przemieszczać. UB cały czas przecież w tamtych czasach nas śledziło. Dzisiaj byliśmy w Uciechowie, na następny dzień już za granicą przy ziemiach odzyskanych. Kwaterowaliśmy się w gospodarstwie w Gliśnicy.

Jak wyglądała Wasza działalność? Proszę o informację dla młodszych czytelników dlaczego walczyliście?

Walczyliśmy z UB i Rosjanami to były nasze priorytety, walczyliśmy o zmianę ustroju władzy w kraju. Organizowaliśmy akcje zbrojne, dochodziło do starć. Mieliśmy częste potyczki z UB, pierwsza poważna konfrontacja miała miejsce koło Kościelca gdzie zginął jeden z mych kolegów. Drugie krwawe spotkanie miało miejsce w Odolanowie. Zginęło tam 16 osób. Grupa operacyjna liczyła około 50 osób. Mieliśmy już wtedy dwa samochody.

Jakie to były czasy? Co jedliście, gdzie mieszkaliście?

Różnie. Przede wszystkim nocowaliśmy w gospodarstwach poniemieckich. Polacy, repatrianci którzy przybyli na tereny Polski byli bardzo uprzejmi, przyjemni i gościnni. Zawsze mogliśmy liczyć na ciepłą strawę, poczęstunek. Chętnie nas nocowali. Mieliśmy skromne środki za które mogliśmy kupić sobie pożywienie czy też podstawowe środki potrzebne do życia. Łatwo nie było.

Jak Wam udawało się uciekać przed UB? Jakimi sposobami staraliście się przechytrzyć służby?

Cały czas żyliśmy w ukryciu, w niebezpieczeństwie. W każdym momencie, każdy z nas mógł zginąć. 23 października 1945 roku UB nas rozbiło, mi się udało z „Błyskiem” uciec do Gliśnicy, ocaleliśmy. Nasi przyjaciele zginęli. Ujawniłem się dopiero po amnestii w marcu 1947 roku i wróciłem do Łąkocin, gdzie się ożeniłem, założyłem rodzinę, wybudowałem dom. Traktowano nas jak drugą grupę ludzi, nic nie szło załatwić. 

Sytuacja się zmieniła, zmieniły się czasy i realia. Jesteście bohaterami. Czy odczuwa Pan to na co dzień?

Sytuacja zmieniła się diametralnie. Obecnie wszyscy patrzą na mnie z przyjemnością. Historia zatoczyła koło. Jestem dumny i chciałbym podziękować organizatorom Narodowego Święta Żołnierzy Wyklętych za zaproszenie i ciepłe przyjęcie w ostrowskiej sali OCK. Łezka zakręciła się w oku słuchając i oglądając patriotycznych pieśni czy filmów. A co do czasów obecnych uważam, ze niepotrzebna jest ta ciągła kłótnia. Polacy powinni wyciągnąć wnioski z historii i żyć w zgodzie niezależnie od tego kto akurat jest przy władzy.

Panie Mieczysławie życzę 100 lat a w obecnej sytuacji 200 lat i dużo zdrowia. Dziękuję za rozmowę. Michał Zimniak

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz